Jezus Chrystus przyszedł na świat dla nas ludzi i dla naszego zbawienia. Zadanie to będzie kontynuował w Kościele aż do końca świata. Drogą, po której człowiek ma dążyć do zbawienia, jest On sam. Jam jest droga, prawda i życie. Przykład, ale i nauka. Nauka Ojca, który Go posłał. Nauka przekazana ludziom w Objawieniu i potem usystematyzowana w rozmaitych dokumentach Kościoła, a wreszcie w Katechizmie Katolickim. U podstaw zarówno prawd dogmatycznych, jak i duszpasterstwa leży miłość – Boga i człowieka. Im większa miłość, tym większa łatwość, ale i pragnienie zachowania nawet trudnych Bożych nakazów i przykazań.
Dla księdza Aleksandra Fedorowicza na pierwszym miejscu zawsze był człowiek. A człowieka nie można zrozumieć bez Chrystusa – powie później św. Jan Paweł II. Ksiądz Ali wiedział i przeżywał prawdę, że Bóg jest miłością. Był wierny Chrystusowi w duchu zdrowej nauki Kościoła. Współczuł wszystkim ludzkim słabościom, ale nigdy wobec nich nie ustępował. Pomagał zagubionym zejść z błędnej drogi nie żałując czasu i modląc się za nich, zawsze pogodny i współczujący. Parafian, rozproszonych po paru wioskach gromadził w kościele, którym był jakiś duży barak z Dolnego Śląska, przywieziony jego staraniem. Wiedział, że Eucharystia tworzy Kościół, więc starał się uczynić Mszę świętą jak najbardziej przystępną dla ludzi. Już przed Soborem ksiądz prymas pozwolił mu na ustawienie ołtarza twarzą do ludu, wprowadzenie, choć w części, języka polskiego do liturgii oraz komentarza objaśniającego w razie potrzeby poszczególne części Mszy św. Proboszcza izabelińskiego spotkałem w życiu tylko dwa razy. Raz przelotnie w Tyńcu w bibliotece, gdzie ze swoim łagodnym uśmiechem szukał jakiejś książki, a drugi raz w październiku 1964, gdy władze zakonne poleciły mi załatwić w Izabelinie jakąś sprawę. Z Warszawy była chyba wtedy brukowana droga, autobus trząsł niemiłosiernie, a kościół stał na wyraźnym, niewielkim wzgórku, otoczony krzewami i małymi drzewami. Siostry powiedziały mi, że ksiądz ze względu na stan zdrowia nie opuszcza swego „gołębnika”, ale zgodziły się na spotkanie. Wdrapałem się po schodach z zakrystii na pięterko. Ksiądz leżący w łóżku ożywił się na mój widok, a już zmienił się zupełnie, gdy zaczęliśmy rozmawiać o liturgii i o Kościele. Oczy mu rozbłysły, nawet trochę gestykulował, gdy przedstawiał swoje opinie i aprobatę tego, co się dzieje na Soborze. Nie przypuszczałem wtedy, że nie minie sześć lat, gdy będę wędrował jego śladami po Parku Kampinoskim jako izabeliński wikary z perspektywą założenia tam ośrodka benedyktyńskiego, co zresztą nie doszło do skutku. W Izabelinie przebywałem przez rok (70/71) pomagając w duszpasterstwie ks. Andrzejowi Santorskiemu, ówczesnemu proboszczowi. Było to zaledwie pięć lat od śmierci ks. Alego. Pamięć o nim była bardzo żywa. Co krok spotykałem się wspomnieniami gdzie był, co zrobił, co mówił. Poza spełnianiem urzędu nauczycielskiego ks. Aleksander niewiele mówił o Chrystusie. Przywołuję tu słowa niektórych wiernych: Wy nam mówicie o Jezusie, a my chcemy Jezusa widzieć. Ośmielę się napisać, że w Proboszczu izabelińskim ludzie widzieli Jezusa. I to chyba nie przesada. Choćby ostatnie chwile życia. Jezus zadbał o swą Matkę i ucznia. Ks. Aleksander, już umierający tym, którzy przychodzili go pożegnać udzielał cennych porad i wypytywał o znane mu sprawy rodzinne. To też uważam za wielki zaszczyt, że w kościele izabelińskim, dziś już murowanym, w którym szczególnie czci się pamięć pierwszego Proboszcza w rocznicę jego śmierci, 15 lipca, mogłem corocznie aż do pandemii przez prawie czterdzieści lat głosić homilię podczas Mszy o jego beatyfikację. Trwają przygotowania do procesu. Da Bóg, że Proboszcz będzie wyniesiony na ołtarze, a kościół pod wezwaniem św. Franciszka w Izabelinie będzie ustanowiony jako sanktuarium ku jego czci.
O. Leon Knabit, mnich tyniecki, Tyniec, 9 lipca 2023